[ Pobierz całość w formacie PDF ]
nął wyjąć spinki z jej ciemnych włosów i rozpuścić
je na ramiona.
- Klucz - powiedziała krótko.
Sinclair zamrugał.
- Mówisz poważnie - stwierdził zaskoczony.
- A dałam ci powody, żebyś w to wątpił?
Potrząsnął głową. Wielki szpieg został przechy
trzony przez drobną kobietkę, która ledwo sięgała
mu do ramienia.
- Nie. - Wyjął z kieszeni klucz i niechętnie poło
żył go jej na dłoni. - Nie zrobię ci krzywdy, Victo-
rio - zapewnił cicho. - Nie jestem taki straszny.
Przez długą chwilę patrzyła na niego w milczeniu.
73
- Mam nadzieję - powiedziała w końcu zduszo
nym głosem.
-Twoje pokoje sÄ… tutaj. Moja sypialnia to na
stępne drzwi.
- Dziękuję, milordzie... Sinclairze.
- Proszę. Cały dom należy teraz do ciebie.
- Chyba nie myślisz, że ucieknę?
Uśmiechnął się.
- Na razie tego nie zrobiłaś.
Wyglądało na to, że Sinclair wcale nie ma ochoty
się z nią rozstawać. Ona też mogłaby jeszcze długo
tak stać na korytarzu i przekomarzać się z mężem,
ale zwyciężył rozsądek i zmęczenie. Z półuśmie
chem wśliznęła się do swojej sypialni i zamknęła za
sobą drzwi. Gwałtownie wciągnęła powietrze, gdy
coś otarło się jej o kostki.
- Lord Baggles! Ale mnie przeraziłeś! Co tu robisz?
- Nie chciał wejść do klatki - powiedziała Jenny,
wychodząc z garderoby. - Pomyślałam, że może la
dy Kilcairn się nim zajmie podczas państwa nie
obecności.
Victoria schyliła się i wzięła na ręce szaro-czar
nego kota.
- %7łeby jej nieznośny Szekspir szarpał go za ślicz
ne małe uszka?
- Więc kto o niego zadba? Ten nadęty Milo? Al
bo panna Lucy? Zostawiłam dwa kufry zapakowa
ne, jak pani kazała, ale nie wiem, jaki strój podróż
ny przygotować.
- %7Å‚aden. Zostajemy w Londynie.
-Ale...
74
- Lord Althorpe dopiero wrócił do Anglii. Na ra
zie ma dość włóczenia się po kontynencie.
- Posłać po resztę pani ulubieńców, milady?
- Tak. Moi rodzice z ulgą się ich pozbędą, a mnie
przyda się towarzystwo przyjaciół.
Jenny odchrząknęła.
- Przynajmniej lord Althorpe był wspaniałomyśl
ny, jeśli chodzi o pokoje. Nareszcie wystarczy miej
sca na pani suknie.
- To równie dobry powód do zamążpójścia jak
inne. Chodzmy się rozejrzeć.
Rzeczywiście Sinclair przydzielił jej nie tylko sypial
nię i garderobę, ale również prywatny salon oraz ma
łą oranżerię z dużymi oknami i tarasem. Delikatne
rośliny wyglądały na zaniedbane po śmierci Thomasa
Graftona. Victoria nie pasjonowała się ogrodnictwem,
ale czytanie w tym ładnym, dobrze oświetlonym po
mieszczeniu mogło okazać się całkiem miłe. Gospo
darz zadbał o jej wygodę i prywatność. Z pewnością
doceniłaby jego troskę, gdyby lubiła samotność. Nie
stety, jak często ubolewał jej ojciec, była najbardziej
towarzyskÄ… istotÄ… w Londynie.
Wracając do sypialni, zwróciła uwagę na drzwi
do apartamentu pana domu. Kusiło ją, żeby chwy
cić za klamkę i sprawdzić, czy są zamknięte na
klucz, ale stchórzyła. Nie czuła się gotowa do spo
tkania z mężem sam na sam. W jego obecności zbyt
często traciła głowę.
Z wahaniem popatrzyła na klucz, który dostała od
Sinclaira, po czym włożyła go w zamek i przekręci
ła. Trzask nie sprawił jej oczekiwanej satysfakcji.
- Niebieski muślin czy zielony jedwab, milady?
75
Drgnęła.
- Hm? Zielony jedwab. Nie wiem, jak należy się
ubrać na pierwszą kolację z mężem, ale wolę być
raczej przesadnie wystrojona niż rozebrana.
Pokojówka zmierzyła ją wzrokiem.
- Chyba ubrana zbyt skromnie, milady?
Victoria łypnęła na nią groznie i opadła na łóżko.
- Oczywiście.
-Jest pani żoną bardzo przystojnego dżentelmena,
więc na to drugie też przyjdzie pora - dodała służąca.
- Jenny!
Pokojówka się zaczerwieniła.
- Taka jest prawda, milady.
- Nasze małżeństwo to fikcja.
- Ciekawe, czy podobnie uważa markiz.
- Nie mam pojęcia. I nic mnie to nie obchodzi.
Wbrew temu zapewnieniu dużo czasu poświęci
ła na rozpamiętywanie pocałunków męża. Choć
znała rozkład ogromnych londyńskich rezydencji,
zgubiła się w drodze na kolację. Trafiła do biblio
teki i do pokoju muzycznego.
W jadalni już na nią czekało w równym rzędzie
sześciu lokajów. Sinclair jeszcze się nie zjawił.
- Dobry wieczór.
Kamerdyner pospiesznie odsunął jej krzesło.
- Dobry wieczór, milady.
- W ciągu ostatniego miesiąca dużo się tu wyda
rzyło - zagaiła przyjaznym tonem. - Najpierw no
wy markiz, teraz jego żona. Od dawna jesteś za
trudniony w Grafton House, Milo?
- Tak, milady. Została więcej niż połowa perso
nelu poprzedniego lorda Althorpe.
76
- Był dobrym człowiekiem.
- Bardzo dobrym - odparł mężczyzna z wielkim
przekonaniem.
- Lord Althorpe pewnie jest zadowolony z takiej
lojalności. Jak długo służyłeś u Thomasa?
- Pięć lat, milady. Drań, który go zabił, zasługu
[ Pobierz całość w formacie PDF ]